CZĘŚĆ I. O tym, jak to się zaczęło...
- Maleńka, patrz!
Zielonooka brunetka odwróciła się w stronę krzyczącego chłopaka. Nie znała go, ale był całkiem przystojny. Nie była pewna czy mówił do niej. Schowała telefon do kieszeni. W przypływie odwagi podeszła do niego. "Najwyżej mnie wyśmieje."- pomyślała.
- Niezły motocykl.
- Fajny, niezłe to są Twoje oczy.
- Twoja bajera też jest niezła, tylko nie działa na mnie.
Uśmiechnęła się szeroko, już miała zamiar odejść, kiedy ją zatrzymał.
- Zaczekaj. - podrapał się po gęstych blond włosach. - Normalnie nie jestem takim kretynem.
Nie odpowiedziała. Skorzystała z chwili zakłopotania chłopaka i zmierzyła go wzrokiem. Był starszy od niej, jakieś trzy lata. Blond kosmyki padały na jego niebieskie oczy. Dziewczynie zaschło w ustach. Nigdy nie widziała takiego koloru. Tak bardzo niebieskie, tak ciemne, a jednocześnie intensywne, głębokie.
Otrząsnęła się, przystojny czy nie, ceniła w facetach charakter. Zawsze ciągnęło ją do samotników, oczytanych, ambitnych. Sama uwielbiała wyzwania, ceniła sobie odwagę i ciekawość świata.
- Mogę spróbować?
- Chcesz wsiąść na crossa?
- Właśnie tak.
- Nie obraź się, ale to raczej nie jest dla kobiet.
Brew dziewczyny podjechała do góry. Potrafiła jeździć lepiej niż niejeden mężczyzna, wszystko dzięki jej kuzynce. Lena mogła powiedzieć śmiało,że Olka została urodzona na motocyklu.
- Zaskoczę Cię.- zaśmiała się szczerze.
- Jeśli Ty mnie czymś zaskoczysz, ja zrobię to samo.- puścił jej oczko.
- Umowa stoi.
Przybili sobie piątki. Chłopak sądził, że dziewczyna jest zbyt ładna, żeby umieć posługiwać sprzętem. Zdziwił się, ale był pozytywnie zaskoczony. Z każdą sekundą wierzył, że spotkał dziewczynę marzeń.
Ich historia faktycznie przypominała bajkę. Zaczęli się spotykać. Byli parą idealną, nigdy się nie kłócili, mieli te same zainteresowania. Często brano ich za rodzeństwo, nie wierzono, że ktoś mógłby się aż tak dobrze dogadywać.
Szóstego czerwca obchodzili jego dwudzieste pierwsze urodziny. Mieli spotkać się na tarnowskim stadionie z jego rodziną. Lena denerwowała się przed pierwszym spotkaniem z jego rodzicami i bratem, bardziej niż jego prezentem. Dominik zawsze chciał zostać żużlowcem, tak jak jego starszy brat. Zabierał Lenę na mecze w praktycznie każdą niedzielę. Wychowała się w Tarnowie, ale nigdy wcześniej nie była na meczu żużlowym. Blondyn musiał użyć niesamowicie mocnej siły perswazji i małego szantażu, by ją tam ściągnąć.
- Patrz! Patrz jaka akcja!- chłopak podskakiwał jak małpka na plastikowym siedzeniu.
Dominik zawsze wypowiadał się z dumą w głosie o Kamilu- jego starszym bracie, którego ogłoszono chodzącym talentem. Faktycznie był niezły. Kiedy wyjechał na tor, Lena od razu wiedziała, że to on. Chociaż Dominik nic nie mówił, jego oczy się zaświeciły, a dłonie zaciskały coraz mocniej trzymając kciuki. Dziewczynie udzieliło się podniecenie, czuła się, jakby sama była na torze. Kiedy Kamil Zakrzewski minął metę jako pierwszy, krzyknęła razem z całą publiką nazwisko żużlowca. Tak się zaczęło. Tak zakochała się w tym sporcie.
Powoli zbliżali się do odbierającego gratulacje starszego Zakrzewskiego.
- Lena, poznaj moich najlepszych przyjaciół. Kamil Zakrzewski i jego przyjaciółka, Ania.
Kojarzyła ją ze szkoły, ale nigdy nie rozmawiały ze sobą. Rudowłosa należała do popularnej części liceum, Lena nie czuła się przynależna nigdzie. Rodzina zasponsorowała Dominikowi sprzęt, nie musiał ścigać się już na klubowym. Późno zaczął jeździć, ale szybko robił postępy, co nie mogło przejść bez echa. Kiedy chłopcy kręcili kółka, dziewczyny rozsiadły się na trybunach.
- Więc Ty i Kamil...?
- Nie, nie, nie.- roześmiała się serdecznie Rudowłosa. - Przyjaźnimy się.
Bracia często trenowali razem. Dominik nie miał za sobą debiutu w meczu ekstraligowym, ale Kamil twierdził, że jeszcze kilka treningów i brat będzie lepszy od niego. Tworzyli paczkę przyjaciół: oni, Ania i Lena. Wszędzie chodzili razem. Zabawne, od roku byli razem, a on już planował ich wspólną przyszłość. Widział siebie, jako zawodowca, któremu ona rodzi następców. Wielki ojciec, wielki wuj, wielcy synowie. Wszystko układało się pomyślnie, aż do momentu burzy. Nic nie trwa wiecznie. Po dobrych chwilach muszą nadejść złe...
W finale EE w Tarnowie zapadła grobowa cisza. Okropna wiadomość obiegła żużlową Polskę momentalnie. Nikt nie mógł uwierzyć, że nie zobaczą już Zakrzewskiego na motocyklu, że nie zobaczą go już nigdy. Kamil Zakrzewski nie żył. Zmarł na torze, robiąc to, co kochał.
Dominik siedział na ziemi i płakał. Obwiniał się. To był jego debiut ligowy. To on spowodował upadek brata. To on stracił panowanie nad motocyklem. Starszy z braci był z przodu.
Lena wciąż miała ten obraz przed oczyma. Kamil przelatuje przez kierownicę i wpada prosto pod koła młodszego brata. Zmarł na miejscu. Nie miał żadnych szans.
Podeszła do swojego chłopaka, kucnęła przed nim i położyła dłoń na jego ramieniu. Dominik przylgnął do niej jak małe dziecko i wybuchnął płaczem. Nie tylko on płakał, nie zauważyła nawet, kiedy potoki łez spłynęły po jej policzkach. Gdzieś w kącie boksu Kamila siedziała Ania.
Spędziła całą noc przy nim. Dominik nie mógł znieść myśli, że jego brat nie żyje.
- To powinienem być ja. Nigdy nie powinienem wsiadać na motocykl.
Blondyn stracił najlepszego przyjaciela, najbliższą osobę. Nie było go na pogrzebie. Nie patrzył w oczy swoich rodziców przez tygodnie. Unikał wszystkich. Nie odzywał się do Leny, rzucił żużel.
Ania wracała powoli do życia. Brakowało jej przyjaciela, ale znalazła ukojenie w mijającym czasie. I w przyjaźni. Im bardziej Dominik odtrącał Lenę, tym bliżej siebie były dziewczyny. Śmierć starszego Zakrzewskiego stworzyła między nimi więź, umocnioną drugą śmiercią...
Dominik napisał tylko dwa słowa w SMS-ie: 'Kocham Cię'. Obie wiedziały, że stało się coś niedobrego. Lena nie mogła oddychać. Złe przeczucie dusiło ją od środka. Nie znalazły Blondyna w domu. Nigdzie go nie znalazły, szukały cały dzień, całą noc. Trzy dni zajęło policji odnalezienie Zakrzewskiego. Jego bezwładne ciało spoczywało w dębowej trumnie, prowadzonej na cmentarz. Dominik był obok brata. Rodzina wyniosła się na drugi koniec świata, ale nie mogli uciec od makabrycznych obrazów. Dwóch synów nie żyło.
CZĘŚĆ II.
Nie spała. Nie mogła. Co noc budziła się z krzykiem. Co noc śniła o Nim. Widziała jego cierpienie. Jego sylwetkę wiszącą na linie, jego desperackie próby ściągnięcia zaciskającej się pętli na szyi. Czuła, że go zawiodła. Że mogła coś zrobić. Że mogła go uratować. Uratować ich oboje. Widziała, jak poczucie winy zżera go od środka każdego dnia.
Nie wyszła z domu przed ostatnie trzy tygodnie. Praktycznie każdą sekundę leżała na łóżku, wpatrując się tępo w sufit i tuląc zdjęcie, przedstawiające ich czwórkę, czwórkę przyjaciół.
Zamknęła oczy. Przypominała sobie ich wspólne chwile razem. Moment, kiedy ją zagadnął w parku. Roześmiała się na głos, kiedy wróciła chwila, gdy przyłapała swojego chłopaka na oglądaniu filmów dla dorosłych. Śmiech ustąpił miejsca łzom, kiedy uzmysłowiła sobie, że nigdy więcej nie będzie się z nim droczyć, rozmawiać. Nigdy więcej nie posmakuje jego ust.
Pożądała go, a on chciał być jak najbliżej niej. Niczyj dotyk nie rozpalał jej nigdy wcześniej aż tak bardzo. Prawie czuła jego delikatne dłonie wędrujące po jej ciele. Niemal słyszała jego szept, mówiący, że kocha każdy milimetr jej ciała i każdą część jej duszy. Czekali do jej osiemnastki. On chciał czekać, czekać tak długo, aby Lena miała pewność, że nie będzie tego żałować, że jest gotowa. W jej wnętrzu rozszalała się nienawiść i złość. Rzuciła zdjęciem w ścianę.
- I nigdy się nie doczekam! -krzyknęła i się rozpłakała.
Wyrzucała sobie, że niewystarczająco okazywała mu miłość.
Pękła. Zabrała crossa kuzynki i ruszyła na tor. Machinalnie ubrała kask, planowała tego nie zrobić, ale sam znalazł się na jej głowie. Każdy metr na sekundę więcej na liczniku to kolejne wspomnienie.
70.
Jego uśmiechnięta twarz.
Za każdym razem kiedy ją widział.
Za każdym razem, kiedy odgarniał kosmyk jej ciemnych włosów za ucho albo nawijał na swój palec.
Radość z jazdy, duma z brata...
75.
Jego piękne, niebieskie oczy.
Błysk w oku, kiedy na nią patrzył.
Wynurzająca się granatowa toń morza nocą zza blond włosów.
80.
Wyszeptane słowa 'kocham Cię'.
Pamiętała, jak układały się jego wargi, kiedy to mówił.
Jak delikatnie muskał opuszkami palców jej policzek, szyję, kark.
85.
Jego śmiech i poważna mina, kiedy mówił, że będą mieć piątkę dzieci.
Samych chłopców.
Mogliby tworzyć drużynę żużlową.
Mieć wspaniały dom.
Być sławni i bogaci.
Być dumni ze swoich utalentowanych dzieci.
90.
Pierwszy pocałunek.
Nad jeziorem. Północ. Gorący lipiec.
Powiedział, że nigdy nie spotkał kogoś, kto tak bardzo go dopełnia.
Drżał. Bał się, że ją wystraszy.
Delikatnie musnął jej usta, kiedy to ona przejęła inicjatywę.
Przygarnęła jego głowę do siebie i łapczywie wpiła się w jego usta.
Zaskoczenie mieszało się z zadowoleniem.
Od tej chwili mieli być na zawsze razem...
95.
Moment, kiedy przylgnął do niej po śmierci brata.
Łzy.
Rozpacz.
Poczucie winy.
Bezsilność.
100.
Ostatni SMS.
Ostanie 'kocham Cię'.
Ostatni znak życia.
105.
Jego martwa twarz.
Jego zamknięte oczy.
Jego nieruchome ciało.
Dębowa trumna.
Zimna płyta.
110.
Samotność.
Dominik.
Brak Dominika.
Gwałtownie zahamowała, zgasiła motocykl. Dokładnie wiedziała, które to było drzewo, która gałąź. Oparła się o pień. Las samobójców znów zebrał żniwo....
Wyryła ich inicjały w korze i zapłakała. Ale nie były to łzy rozpaczy, już nie. Wyrażały pożegnanie. Nie mogła pozwolić, żeby została zjedzona od środka. Musiała mieć tę siłę, której jemu zabrakło. Musiała dalej funkcjonować. Dla nich obojga...
- I just wanna be yours...- szepnęła.
Usiadła, oparła się o drzewo i zasnęła. Po raz pierwszy od roku nie śniła o jego śmierci...
______________________________________________________________________
Wybaczcie, że tak niezbyt składnie napisany rozdział. Znalazłam tę piosenkę i zakochałam się.
Idealnie oddaje moje uczucia w tym momencie, więc i rozdział trochę przygnębiający.
Miłego wieczory Wam życzę. :)